sobota, 11 lipca 2015

Jestę blogerką part two

Poniżej ciąg dalszy elementów niezbędnych do zaistnienia w blogosferze w kolejności absolutnie przypadkowej


Torebka Michael Kors - dla zaawansowanych LV czy Chanel - najlepszy model to tzw shopper, wielki tak, że bez problemu zmieści się w nim kosz piknikowy lub buty narciarskie. Shopper tylko do biegania po galeriach handlowych bo jeszcze nie widziałam, żeby z torby jak nazwa wskazuje na zakupy wystawała marchewka czy bagieta. Najlepsza torba to taka, zza której Cię prawie nie widać, do noszenia, której przydałby się bagażowy. Nie posiadam, nie rozumiem, nie nabędę. A co najważniejsze - nie udźwignę uffffffffffff.

Zegarek, koniecznie duży, złoty, z brylancikami lub czymkolwiek co błyszczy na kilometr. Oczywiście najlepiej Michael Kors, z braku laku DKNY i tym podobne. Ekstra klasa nosi Rolexy. Ostatecznie obleci jakikolwiek, byle duży, żeby go było widać z drugiego końca ulicy, a jak się szybko ręką macha to i logo słabo widać. Najlepsza oczywiście jest kolekcja kilku zegarków, najlepiej jak wspomniałam MK, którą należy się pochwalić co najmniej trzy razy przy różnych okazjach i przyjąć zasłużone wyrazy zachwytu od wiernych czytelniczek.

Kosmetyki z Rossmana - kosmetyki, które każdy miał, każdy widział, każdy używał, ale należy napisać ich miliard pięćdziesiątą ósmą recenzję, jakby przypadkiem znalazła się zagubiona w tym świecie owieczka i nie wiedziała, że żółty tusz z wibo jest fajny, a olejki alterra też są fajne i w ogóle wszystko jest fajne. To samo zaczyna się z kosmetykami naturalnymi i teraz każda blogerka musi przetestować sylveco bo inaczej będzie chora i długo nie wyzdrowieje. No chyba, że natrze się olejkiem z alterry.

Trend przeciwny - na bogato czyli połowa asortymentu z sephory. Tak więc mamy całe kolekcje Chanel, Diora, Estee Lauder, oczywiście najlepiej najnowsze trendy, zgarnięte chyba z półki jak leci, całymi seriami byle tylko było widać, że było drogo. Oczywiście najlepiej pokazać zdobycze na tle wielkiej torby z jeszcze większym logo marki, jakby przypadkiem jakiś gapcio nie rozpoznał po opakowaniach, to żeby tutaj nie miał żadnych wątpliwości. Oczywiście można i tak, jak ktoś lubi i sprawia mu to przyjemność to proszę bardzo. Jedna rzecz mnie jednak zastanawia, kiedy te panie to wszystko zużywają? Wiem ile mi zajmuje zużycie nawet najbardziej ulubionej szminki, a zużycie kilkunastu? Widziałam jeden film jak pani blogerka wyrzuca do wielkich pudeł wszystkie przeterminowane kosmetyki i zrobiło mi się smutno. Nie z powodu kasy, którą właśnie wywaliła do śmieci, nie z powodu tych pięknych pudełeczek z podwójnym C na wieczkach, ale z powodu, że nijak się to ma do ekologii i często ostatnio lansowanej na blogach:

Mody na minimalizm. Tu akurat będę musiała wyłączyć tryb złośliwca i frustrata bo póki co moda ta wydaje się być bardzo pożyteczna i mądra, co z pewnościa będzie jeszcze ewoluować w stronę, o której warto będzie kiedyś napisać. Ale póki co - szacunek

środa, 3 czerwca 2015

Jestę blogerką

Czyli zestaw standardowy jaki blogerka powinna posiadać.

Mam wrażenie, że do pisania bloga należy się solidnie przygotować i podchodząc profesjonalnie pewne postępy w tych przygotowaniach poczyniłam. Poniżej znajduje się lista przedmiotów jakie moim zdaniem porządna blogerka posiadać powinna:

Lakiery Essie - wydaje mi się, że bez kolekcji lakierów Essie żadna szanująca się blogerka nie podejmie wyzwania i nie zaprezentuje swoich przemyśleń w internecie. Najlepszą opcją jest posiadanie 90% z dostępnych na rynku kolorów czyli około setki buteleczek, jednak kolekcja 20-30 lakierów już też jest brana pod uwagę. Moja kolekcja jest żenująco skromna więc nie ma sensu się nad nią rozwodzić

Świeczki Yankee Candle - wersja De Luxe - Diptyque, dwie stówy za jedną świeczkę. Otaczanie się pachnącymi świeczkami w ilościach hurtowych to chyba ulubione hobby blogerek. Zwłaszcza w jesienne wieczory kiedy to następuje wysyp wpisów świeczkowych. Żeby nie odstawać od towarzystwa zakupiłam i ja, lecąc po taniości kilka samplerów, bo jednak pachnąca parafina w słoiku za 8 dych to lekka przesada. Zapach, a i owszem był imponujący, zwłaszcza po wyjęciu z pudełka. Po paru dniach zawartość zapachu w zapachu drastycznie spadła, nie pomogło nawet zapalenie świeczki. Moja świeczka/sampler wytopiła się bardzo ładnie w środku, zostawiając smętny placek z niewykorzystanej parafiny, który już nie nadawał się do niczego. Doszłam więc do wniosku, że godzina spędzona z modną świeczką mnie jednak nie satysfakcjonuje i powracam skruszona do mało lanserskich świeczek z Ikea.

Kilka numerów Vogue rzuconych niedbale na sterylnie czysty, biały stolik. A i owszem, nabyłam drogą kupna, kilka numerów w wersji francusko i anglojęzycznej głównie w celu podszlifowania języka, ale również by oko nacieszyć. No więc cieszę oko: Lancome, Estee Lauder, Dior, Gucci, Chanel, D&G, Fendi, Burberry, Michael Kors, Rolex, Valentino, ponownie D&G, Dior, Cartier, LV, Van Cleef & Arpels, Givenchy, Ralph Lauren, Gucci, Chanel, D&G, Clinique, Chopard, YSL, Bottega Veneta, Jaeger-LeCoultre, krótki artykuł o niczym i znów: Salvatore Ferragamo, Sonia Rykiel, Graff, Celine, Valentino, Calvin Klein - uwaga, jestem na 79 stronie. Nacieszyłam oczy aż mnie zemdliło, języka wiele nie podszlifowałam. I tak wyglądają kolejne strony aż do 248. I wszystko to jedynie za pół stówy, chyba że kupimy stare numery na allegro ale wtedy nie wiem czy to się liczy do lansu (rzetelne dane pozyskałam z numeru listopadowego 2013, wersja francuska).

Tu następuje przerwa na kawę, bo nawet najfajniejsze rzeczy jak jest ich za dużo mogą zaszkodzić. Ciąg dalszy nastąpi. A poza tym wszyscy wiedzą, że czytanie jest do bani :P

wtorek, 2 czerwca 2015

Jak tu nie być sfrustrowanym....

          Od razu na początek strzał w samo serce. Myśli człowiek przez pół dnia nad nazwą bloga, zwoje mózgowe pracują na najwyższych obrotach, aby było zabawnie, lekko i zachęcało o czytania. W końcu powstaje pomysł wręcz genialny. Zakładam bloga, zaczynam pisać po czym pojawia się refleksja żeby sprawdzić czy ktoś już na równie genialny pomysł nie wpadł. No i okazuje się, że bystrych, zabawnych ludzi jest jednak więcej i osobnik płci odmiennej podstępnie wpadł na ten sam pomysł jakieś pięć lat temu. Niestety albo stety frustracja chyba odebrała mu wenę więc swobodnie będę mogła opisywać tu ważne i istotne dla ludzkości spostrzeżenia i wydarzenia bez szkody dla wyżej wymienionego. Poza tym - umówmy się - tematy tu poruszane będą to same hity jak na przykład aktualny repertuar Metropolitan Opera, wspaniałe osiągnięcia biotechnologii czy najnowsze trendy w urządzaniu wnętrz. A nie każdy ma takie rarytasy na swoim blogu